Jest słoneczne popołudnie w wytwornej krakowskiej kawiarni.
– Co podać? – pyta kelnerka elegancką blondynkę.– Poproszę denaturacik – uśmiecha się niewinnie dama. – Nie ma? To w takim razie kromkę żytniego chleba.
Damą jest w każdym calu. Mogą o tym zaświadczyć przyznawane jej w świecie tytuły: w latach 90. International Biographical Centre w Cambridge uznał ją za Kobietę Roku, została także Damą Orderu Świętego Graala i Damą Orderu Rycerzy Templariuszy. Uhonorowano ją za to, że nieustannie napełnia dobrym duchem swoją i innych codzienność, że przez twórczość i pracę nad sobą pokazuje, jak doskonale można wpływać na swój los.
Jesteśmy gliną, garnkiem i garncarzem. Mamy w sobie wielkie umiejętności. Trzeba tylko chcieć je w sobie odkryć. Ona chciała. Mozolnymi ćwiczeniami własnego pomysłu sprawiła, że skala jej głosu poszerzyła się z trzech do ekstremalnych sześciu oktaw, do granic ludzkich możliwości.
Radość śpiewania wyniosła z domu.
– Urodziłam się w górach, w miejscowości, którą nazwano Słowikowa.
No cóż, nie pozostawiono mi wielkiego wyboru – śmieje się. – Wokół mnie śpiewały nie tylko słowiki. Śpiewała cała wieś, śpiewała cała moja rodzina.
Śpiewała i ona. W domu, potem w szkołach muzycznych, w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie, a po jej ukończeniu na największych scenach, z Carnegie Hall w Nowym Jorku włącznie. Śpiewała i śpiewa utwory Bacha, Mozarta, Pendereckiego, Ivesa, Schaffera i swoje własne. Była i nadal jest honorowym gościem największych światowych festiwali muzyki współczesnej. Komponuje, reżyseruje, pisze teksty, pełne radości i wiary w człowieka.
Wreszcie uczy i leczy. Uzdrawianie zaczęła jak zwykle od siebie.
reklama
– W naszej kulturze, niestety, patrzymy na siebie, na swoje ciało z pozycji szewca. Ważne jest tylko to, ile nasza skóra ma zmarszczek, czy jeszcze się do czegoś nadaje. Nie zauważamy, że nasza kondycja psychiczna i fizyczna zależy przede wszystkim od naszego stylu życia, od tego, jak traktujemy siebie i innych, od naszych myśli, które się materializują, od czystości intencji.
– Moje doświadczenia życiowe sprawiły, że musiałam pewnego dnia zatrzymać się i zadać sobie kilka ważnych pytań – mówi sopranistka. – Zapytałam więc siebie, gdzie tak pędzę, dlaczego i po co tak bardzo się spieszę, że aż brakuje mi tchu? Dlaczego coraz mniej jest w moim życiu tak istotnej dla niego harmonii?
Dlaczego tak rzadko wpatruję się w niebo? Czemu nie słucham siebie?
Zaczęła słuchać. Odczuwać i widzieć. Zaczęła dostrzegać poświatę, jaka otacza każdą żywą istotę, zauważyła także, że pod wpływem szlachetnych uczuć i intencji człowiek może zmienić niekorzystną aurę, naprawić zdrowie. Z czasem najbliższa stała jej się myśl reiki, wiara w nieograniczoną czasem i przestrzenią Uniwersalną Energię Życia, w element sprawczy i warunek każdego istnienia. Zrozumiała, że musi odrzucić od siebie negatywne myślenie, że we wszystkich sferach życia powinna kierować się wyłącznie miłością. Z pomocą przyszedł jej dźwięk.
– Spróbujmy wyobrazić sobie świat bez dźwięku. To niemożliwe!
Dźwięk to życie, to oddech, ruch, wibracja. Towarzyszy nam od chwili, kiedy pojawiamy się na świecie. Jest energią. Jest nią także człowiek.
– Kiedy przez ludzkie ciało przechodzi odpowiedni dźwięk, przedłużony, śpiewny – pod wpływem wibracji, dochodzącej do każdej pojedynczej komórki, rozpuszczają się w nas wszystkie blokady, pobudzają się centra energetyczne – mówi Olga Szwajgier. – Śpiew, śpiew radosny, na chwałę Boga, czy jakkolwiek go nazwiemy, dociera w najgłębsze rejony ciała i duszy. Sprawia, że stajemy się lepsi, bardziej otwarci na świat, że dostrzegamy jego najpiękniejsze strony.
Według Olgi to, w jaki sposób potrafimy „wyśpiewywać siebie” decyduje ostatecznie o naszym sposobie istnienia.
Śpiewanie nas obnaża. To, w jaki sposób wydobywamy z siebie głos, pokazuje nam, czy jesteśmy pewni siebie, czy nie, czy akceptujemy siebie i innych, czy boimy się oceny.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.