Dorota ma za sobą trzech mężów i parę romansów. Cała promienieje. Właśnie wybiera się za mąż po raz czwarty. Jest zadbana i niezwykle atrakcyjna. Nie wygląda na pięćdziesiątkę, którą można wyczytać z jej metryki. Nowy mężczyzna to dla niej "nowy dreszcz".
- Nie znoszę być sama. Muszę mieć pana do przytulania. Żyję, by się zakochiwać. To cudowny stan, który mnie odmładza. Zawsze wtedy chudnę, a moje oczy nabierają blasku. Widzisz, mieszczę się w sukienkę ze studiów - pręży się przede mną z dumą.
- Gdy na widok mężczyzny serce podchodzi mi do gardła, ruszam do boju. Te pierwsze pocałunki, oczekiwanie na telefon i uczucie, jakby winda się urwała... Wtedy wiem, że żyję. Kiedy potem on mówi "tak" i robi się moim mężem, świat kręci się na nowo.
Po paru latach serce już nie drży. Z ognistego kochanka robi się gruby miś do przytulania. Kłótnie nie ożywiają już atmosfery i nie ma o czym gadać ani co robić razem...
- Może tym razem będzie inaczej? Wróżka mówiła mi, że po pięćdziesiątce odnajdę prawdziwe szczęście... - rozmarza się Dorota.
Ksawery - bardzo męski, przystojny, nieustannie narażony na pokusy. Od 25 lat szczęśliwy z tą samą, na pozór nieciekawą żoną. - Poznałem Annę w szkole. To ona do mnie podeszła i powiedziała, że się we mnie zakochała. Była inna niż reszta dziewczyn, które obściskiwałem po kątach. Spokojna, stanowcza, opanowana. Pobraliśmy się jeszcze na studiach. To ja uczyłem ją seksu. Nasza miłość rosła, dojrzewała, zmieniała się. Razem wychowywaliśmy dzieci, razem budowaliśmy dom. Ale jednocześnie zawsze mogłem robić, co chciałem, chodzić, gdzie chciałem. Sam. Bez żadnej zazdrości z jej strony.
Gdy skończyłem czterdziestkę, przeżyłem ognisty romans. Nigdy przedtem serce nie drżało mi tak mocno, nie doświadczyłem takiej emocji w seksie. Ale opamiętanie przyszło szybko. Zrozumiałem, że za nic nie chciałbym stracić ciepłych, bezpiecznych ramion mojej żony, wspólnych wspomnień i pewności, że nic nie ulegnie zmianie. Dwie osoby - dwa różne pojmowania tego, co nazywamy małżeństwem. Czego więc oczekujemy i o czym powinniśmy pamiętać, przysięgając "i nie opuszczę cię aż do śmierci"?
reklama
W dzieciństwie bajki przenoszą nas w niezwykły świat magii. Piękny książę pocałunkiem budzi do życia Śpiącą Królewnę, Kopciuszka odnajduje królewicz. Choć doroślejemy, nadal wierzymy w tę magiczną siłę, która przyniesie nam wielką miłość i zmieni nasze życie w bajkę. Bodaj na chwilę. A ten, kogo pokochamy, musi być kimś wyjątkowym. Bo jakżeby inaczej mógł mieć nad nami tak niezwykłą moc? Zakochani, widzimy tylko to, czego oczekujemy. I sami stajemy się lepsi, bo miłość uskrzydla i daje moc przemiany.
Nic więc dziwnego, że pragniemy ten stan ciała i duszy zatrzymać na zawsze. Wydaje się, że wystarczy powiedzieć sakramentalne "tak", by być razem i kochać się wiecznie. Tego właśnie oczekujemy - szczęścia bez skazy. O ile miłość od tysięcy lat znaczy to samo, małżeństwo kiedyś rozumiano zupełnie inaczej. W starożytności było obywatelskim obowiązkiem mężczyzny, który miał wyprodukować sobie (lub swemu rodowi) godnego następcę. Miłość była wtedy przeszkodą, wręcz występkiem. I należało się jej wystrzegać.
W średniowieczu mężczyźni "wielbili" damy swego serca, wyznawali im miłość. Ale sypiali z kochankami, a żenili się z dziewicami. Chrześcijaństwo nakazywało żonę szanować i zapładniać. Pożądanie jej ciała równało się piekłu. Kobietę uważano za siedlisko wszelkiej nieczystości, zwierzę seksualne czyhające na słabość mężczyzny. Swej uczciwości żona dowodziła leżąc bez ruchu, gdy małżonek ją zapładniał. Miała zajść w ciążę, potem urodzić i wychować dziecko. Tak spełniało się małżeństwo. Zdarzało się, że małżonkowie kochali się. Było to jednak czymś niezwykłym, wyjątkowym i bardzo dziwnym.
Dopiero XX stulecie przyniosło inne spojrzenie na miłość i seks. Dziś pragniemy obu tych rzeczy. Pobieramy się z miłości i chcemy zatrzymać ją na zawsze. Ale czy to możliwe? Miłość oznacza także cierpienie i dawanie. A na to słabo jesteśmy przygotowani. Trzeba by się wyzbyć własnego egoizmu i akceptować bez reszty przywary partnera. Mało kto to potrafi. Tak więc wiele par żyje obok siebie lub się rozchodzi. W nadziei, że niebawem spotka nową miłość, tym razem idealną i znajdzie się na nowo w magicznym świecie zmysłów.
W. K.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.