Popłyń w powietrzu

Święta Teresa z Avila niejednokrotnie podczas modlitw czuła, że wielka siła unosi ją w górę. Prosiła nawet siostry zakonne, by przytrzymywały ją wówczas przy ziemi. Lewitację Teresy z Avila uznawano za cud, potwierdzający jej świętość.

Popłyń w powietrzuLewitować potrafił także franciszkanin, św. Józef z Copertino. Pewnego dnia, podczas ekstatycznych modłów, Józef nagle uniósł się w powietrzu i poszybował ku ołtarzowi. Od tego czasu cud ten powtarzał się, a jego świadkiem był nawet sam papież. Zjawisko to nie jest wyłączną domeną katolickich świętych. Stare teksty sanskryckie pouczają, że podczas niektórych ćwiczeń medytacyjnych może dojść do uniesienia się ciała ludzkiego nad ziemię. Doświadczali tego - i doświadczają - niektórzy lamowie. Historia pokazuje jednak, że nie zawsze warunkiem tego jest wejście w mistyczny stan.

Wiek XIX przyniósł ogromne zainteresowanie zjawiskami tajemnymi. Od Petersburga do Bostonu entuzjaści kontaktu ze światem "po tamtej stronie" zasiadali w półmroku, przy okrągłych stołach i czekali na odezwanie się ducha. Centralnymi postaciami tych spirytystycznych seansów były media: osoby, przez które w ten czy inny sposób przemawiały duchy. Jednym z najsłynniejszych ówczesnych mediów był Daniel Douglas Home, pochodzący z Edynburga w Szkocji, a wychowany w Stanach Zjednoczonych. Jego wielostronne zdolności parapsychologiczne obejmowały również lewitację oraz wprawianie w lewitację przedmiotów.

W styczniu 1863 r. w obecności Napoleona III i kilku innych świadków sprawił, że obrus uniósł się ponad dwa metry nad stołem. Lord Ardare śledzący wiele seansów Home'a pozostawił bardzo ścisłe, dokładne raporty, w których m.in. odnotował przypadki unoszenia się w powietrzu masywnych stołów i krzeseł tak ciężkich, że jedna osoba nie byłaby w stanie ich podźwignąć.

Wybitny ówczesny fizyk, sir William Crookers był naocznym świadkiem lewitacji przedmiotów a także samego Daniela Home'a. Uniósł się on pod sufit i trwał tam przez długą chwilę, mimo że zebrani uwiesili mu się u nóg i próbowali ściągnąć w dół. Jak podają wszyscy obserwatorzy, Home lewitował zawsze w pozycji pionowej. Fenomen tego zjawiska z zapartym tchem śledził nasz wieszcz, Zygmunt Krasiński (WRÓŻKA 12/97). W przeciwieństwie do innych mediów, które działały przy wygaszonych lampach, Daniel lubił występować w pełnym świetle. Nie miał nic do ukrycia - jak twierdził. Wielokrotnie usiłowano go zdemaskować, posądzając o przemyślne sztuczki. Nikomu się to jednak nie udało.

reklama

Trampolina do nieba

Lewitacja nie jest cudem - uważają współcześni badacze zjawisk parapsychologicznych. Niektórzy ludzie potrafią wytwarzać siły, które przeciwdziałają ziemskiej grawitacji. Ciało ludzkie może wtedy płynąć swobodnie w powietrzu, tak jak załogi pojazdów kosmicznych, gdzie nie działają prawa ziemskiego ciążenia. Czy można się jej nauczyć? Amerykanka, Helene Masdell, prowadząca centrum rozwoju osobowości w Alwarado w Teksasie twierdziła, że tak. Wymyśliła nawet własny system treningu, który miał ją zbliżyć do tego celu. Niemal codziennie uprawiała skoki z wysokiej trampoliny do wody.

Będąc w locie usiłowała całą swą wolą przedłużać pobyt w powietrzu, przyzwyczajać ciało do stanu nieważkości. Mimo tych starań, treningi nie dawały jej nawet krótkotrwałej umiejętności lewitowania. Cień nadziei przyniosło jej pewne przypadkowe spotkanie. Po jednym z odczytów podszedł do niej starszy pan i zaczął rozmowę na temat lewitacji. - Pani źle się do tego zabiera - stwierdził. - Przede wszystkim brakuje pani wiary, że to się może zdarzyć. Opowiedział jej obrazowo jak jemu to się udaje, jak na spacerach w odległych miejscach wznosi się w powietrze i przesuwa między czubami drzew. Wyjaśnił jej też, że najwłaściwsze ruchy to wyciągnięcie w pozycji stojącej rąk przed siebie tak, jakby się chciało pływać i równomierne rozłożenie ciężaru ciała.

W kilka miesięcy później, pewnego niedzielnego przedpołudnia, Helene szła w kierunku kościoła. Była już blisko, gdy uświadomiła sobie, że jej stopy nie dotykają ziemi. Spojrzała w dół: unosiła się kilkanaście centymetrów nad ścieżką! I wtedy, gdy jej marzenie spełniało się, Helene nie czuła nic, oprócz strachu. W zasięgu ręki nie miała żadnego drzewa, słupa, nawet marnego krzaczka, który mogłaby uchwycić. Nie było nikogo, by prosić o pomoc. Kołysała się łagodnie w powietrzu, a ścieżka zdawała się oddalać. Helene przypomniała sobie wtedy wskazówki starego dziwaka. Wyciągnęła ręce i lekko balansując ciałem zaczęła płynąć ku kościołowi. Po nie kończącej się chwili strachu uchwyciła palcami filar i zsunęła się po nim na ścieżkę. Zjawisko ustąpiło tak nagle, jak się zaczęło. I nie powtórzyło się już nigdy.

Niewidzialny dźwig

Jednym ze zjawisk parapsychicznych jest psychokineza, czyli oddziaływanie niektórych ludzi na przedmioty. Zmieniają one wówczas położenie, czasem kształt lub strukturę. A lewitacja - jak twierdzą badacze - jest jednym z przejawów psychokinezy. Nie to jednak jest ważne jak zostanie ona zaklasyfikowana - najważniejsze, aby naukowo udowodnić istnienie tego zjawiska. Rosyjscy badacze E. Naumow i A. Michalczyk mieli okazję prowadzić eksperymenty z mężczyzną o silnych właściwościach psychokinetycznych. Potrafił on w warunkach laboratoryjnych, czyli można powiedzieć, na zawołanie, doprowadzać do lewitacji przedmiotów.

Zaczynał od wewnętrznego skupienia się - mobilizacji, jak wyjaśniał. Trwało to od kilku do 10 minut. Mężczyzna czuł, jakby jego dłonie stopniowo rosły, powiększały się, a między nimi wytwarzało się coś, co określał jako niewidoczną "powietrzną poduszkę". Poduszka nabrzmiewała, stawała się coraz twardsza i wówczas można było przejść do dalszej części eksperymentu. Między dłonie badanego wkładano lekkie przedmioty, np. sześciany z drewna i plastiku. Wtedy odczuwał on dalsze powiększanie się dłoni. W uszach narastał mu szum i miał wrażenie, że rzeczywistość odpływa od niego. Kiedy w takim stanie cofał dłonie, przedmiot zawisał w powietrzu nawet na kilkanaście sekund.

Lekarze badający go natychmiast po seansach stwierdzali znaczne wyczerpanie, charakterystyczne dla wysokiego wydatku energetycznego: drżenie rąk, przyspieszenie pulsu, trudności z oddychaniem. Mężczyzna czuł głód i nagłą senność. Wytworzenie krótkotrwałego pola siłowego kosztowało go więc sporo.

Fruwać mogą tylko wielcy duchem

Dr August Stern, rosyjski fizyk i emigrant na Zachód, jeszcze podczas pobytu w ZSRR pracował w tajnym laboratorium w Akademgorodzie koło Nowosybirska, gdzie badano zjawiska parapsychiczne, między innymi sztucznie wywoływaną autolewitację. Producent filmowy NBC Alan Newman namówił Sterna do wzięcia udziału w eksperymentach, które miały być powtórzeniem tych z Akademgorodu. Odtworzono więc sześcienny pokój cały wyłożony lustrami, odbijającymi w nieskończoność wnętrze.

Podłogę pokryto nadmuchiwanym gumowym materacem z czujnikami, które wychwytywały każdą zmianę ciężaru. Materac także przykryto lustrzaną substancją. Tam kładł się Stern. Kamery filmowały go bez przerwy, z różnych ujęć. Niestety próby nie powiodły się. Ciało Sterna nie uniosło się w powietrzu. Mimo to uczestniczący w badaniach John Hasted, profesor fizyki eksperymentalnej na Uniwersytecie Londyńskim zaobserwował niewyjaśnione, krótkie zmiany nacisku (w granicach 1 kg) na materac, co zarejestrowały czujniki.

Byłoby to wytłumaczone, gdyby Stern podnosił ciało na stopach i łokciach. Ale kamera filmowa wyraźnie pokazywała, że leżał bez ruchu. Najprawdopodobniej aparatura zarejestrowała wytwarzanie przez niego sił antygrawitacyjnych, jednak zbyt słabych, aby doprowadzić do lewitacji. Prof. J. Hasted nadal eksperymentuje w lustrzanym pokoju, który uznał za doskonałe rozwiązanie. Korzystał już z udziału dwóch brytyjskich mediów psychokinetycznych i uzyskał zapisy świadczące o nagłych, krótkotrwałych zmniejszeniach wagi o 2 kg nieruchomo leżącego badanego.

Wyzwolenie się z ciężaru ciała ma dla wielu z nas coś fascynującego. Stąd zapewne bierze się na Zachodzie zainteresowanie "szkołami lewitacji", które prowadzą treningi w oparciu o wschodnie medytacje i ćwiczenia jogi. Jak na razie nic nie wiadomo o ich skuteczności. Może dlatego, że lewitacja jest, można powiedzieć, produktem ubocznym wysokiego rozwoju ducha, a nie celem samym w sobie - jak uważają mistycy z Dalekiego Wschodu.


Inga

Źródło: Wróżka nr 2/1998
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl