Wielkanoc kojarzy się nam z kolorowymi pisankami, święconką i śmigusem-dyngusem. Wśród tych ludowo-kulinarnych obyczajów zaciera się gdzieś sens tego święta. Co sprawiło, że z grupki osób wierzących w Jezusa wyrosła potężna wiara, łącząca od 2000 lat setki milionów ludzi?
Dwa tysiące lat temu w odległej prowincji Rzymskiego Cesarstwa czas płynął leniwie. Pod okiem cesarskiego namiestnika kapłani i dostojnicy samodzielnie rządzili ludem Galilei i oddawali cześć jednemu Bogu - Jahve. Rzym bowiem łaskawie zwolnił Żydów z oddawania boskiej czci cesarzowi. Wojny szczęśliwie omijały te strony, a naród oczekiwał człowieka mającego odbudować chwałę i potęgę Izraela, od 500 lat żyjącego pod obcym panowaniem. Ten zesłany przez Boga mesjasz, po polsku - pomazaniec, po grecku - christos, według biblijnej przepowiedni zrodzony miał być w Betlejem z rodu Dawidowego.
Obietnica
Około roku 28 n.e. w mieście Nazarath zaczęto mówić o pewnym mężczyźnie, który ogłasza nadejście panowania królestwa... Bożego! Pochodził właśnie z rodu Dawidowego i urodził się trzydzieści parę lat wcześniej, właśnie w Betlejem (najnowsze badania ustalają datę jego urodzin na rok 5 p.n.e.). Joszua, Jeszu - co oznacza: "Bóg Zbawia" - mówił prostym, obrazowym językiem aramejskim, używając łatwych do zapamiętania przypowieści. Najchętniej otaczał się prostymi, biednymi ludźmi. Żył ich życiem, łowił z nimi ryby, pił wino, jadał, chodził na wesela.
W społeczeństwie, gdzie kobiety były istotami nieczystymi, on z nimi rozmawiał, uzdrawiał je, godził się, by z nim szły i "obcował z nimi". Co więcej - mówił, iż "jawnogrzesznice przed faryzeuszami wejdą do Królestwa Niebieskiego" i przyjaźnił się z ladacznicą Marią Magdaleną! Głosił, że Bóg jest pełen wybaczenia i miłości, a wszystkim sprawiedliwym obiecuje życie wieczne! Kapłanom zaś i dostojnikom wytykał ich obłudę i fałsz. Wkrótce zdobył rzesze zwolenników, a 12 wybranych uczniów stale podążało za nim, słuchając jego nauk.
Klęska
Pojawienie się Jezusa najbardziej zaniepokoiło nie Rzym, a żydowskich kapłanów i Radę Najwyższą. Zwłaszcza kiedy "Syn Boży", ku zadowoleniu tłumów, wypędził ze świątyń handlarzy. W obawie przed zamieszkami przekupili jednego z apostołów, Judasza i uwięzili Jezusa. "Buntownika" przekazali Piłatowi, by go ukarał. Ale Piłat wcale nie był do tego skory. Tym bardziej, że jego żona poprzedniej nocy miała sen i przekazała mu przez posłańca: "Nie wdawaj się w sprawę tego niewinnego człowieka, bo dziś we śnie wiele przez niego wycierpiałam" (św. Mateusz). By spełnić prośbę żony, Piłat usiłuje Jezusa uwolnić, ale kapłani i podjudzany przez nich tłum dają wolność zbrodniarzowi - Barabaszowi. Jezusa każą ukrzyżować, krzycząc: "Krew jego na nas i na syny nasze".
Piłat umywa więc ręce i powiada: "Nie ja odpowiadam za krew tego człowieka" - po czym wydaje wyrok ukrzyżowania. Święta Brygida twierdzi, że to żydowscy, a nie rzymscy żołnierze męczą, a później przybijają Jezusa do krzyża, raz na zawsze - wydawałoby się - rozwiązując problem samozwańczego Króla Żydowskiego. W piątek, w dzień przygotowania Paschy, w dzień 14. miesiąca nitan, czyli 7 kwietnia roku 30, działalność mesjasza kończy się jego śmiercią na krzyżu na wzgórzach za miastem. By nie łamać prawa szabasu, wieczorem ciało pospiesznie zdjęto z krzyża i złożono w grobie. Wydawało się, że Jezus poniósł klęskę.
reklama
Cud W niedzielę kobiety zastały jego grób pusty. Ciało zniknęło. Niebawem jednak widzą Go po kolei wszyscy jego uczniowie. Wkrótce cała Jerozolima huczy - Jezus zmartwychwstał! Jedni oskarżają apostołów o oszustwo: ukradli ciało mistrza i wymyślili te cudowne historie. Inni twierdzą, że Jezus był w letargu. Jeszcze inni, że to kapłani ukryli ciało swej ofiary w obawie przed społecznymi niepokojami. Można snuć wiele domysłów. Ale dlaczego po prostu nie uwierzyć apostołom, że spotykali się fizycznie ze zmartwychwstałym Jezusem? Może przydarzyło się im coś, czego nie potrafili objąć rozumem i udowodnić? A Tajemnicy nie można udowodnić, najwyżej w nią uwierzyć albo nie. Zaufajmy więc apostołom. Tak jak oni zaczynają dopiero teraz wierzyć w słowa mistrza, który na mękach mówił: "Jestem królem, ale królestwo moje nie jest z tego świata".
Przemiana Przyjrzyjmy się faktom. Joszua - Jezus, syn Marii, był człowiekiem z krwi i kości. Są na to dowody. Wiemy w miarę dokładnie, co robił przez 2 ostatnie lata życia. Oto nie znany nikomu mężczyzna koło trzydziestki przyłącza się do tłumu wędrującego do Jana Chrzciciela - pustelnika oczyszczającego ludzi z grzechów kąpielą w rzece Jordan. Po takim chrzcie Joszua przez 40 dni pości i medytuje na pustyni. Odnowiony duchowo i fizycznie postanawia rozpocząć nowe życie, jako wędrowny nauczyciel Prawdy. Po drodze czyni liczne cuda: przywraca ludzi do zdrowia i życia, pomnaża żywność, przepowiada nadchodzące zdarzenia.
Przyrzeka, że wszyscy, którzy w to wierzą, żyć będą wiecznie. W roku 29 zabiera Piotra, Jakuba i Jana na szczyt góry Tabor. Tam apostołowie są świadkami jego "przemienienia". Jezus lewituje, a z obłoku słychać głos dudniący: "Oto syn mój umiłowany... Jego słuchajcie". Wiosną roku 30 Jezus wraz z uczniami zmierzają do Jerozolimy. Zapowiada im, że tu zginie męczeńską śmiercią - i że się odrodzi. I dzieje się tak: Jego ukrzyżowane ciało znika, ale wkrótce ukazuje się jako żywy swoim uczniom.
Mówi, że niebawem powróci do swojego ojca, a im każe czekać w Jerozolimie na zesłanie szczególnej mocy. I oto, gdy mija 40. dzień od zniknięcia jego ciała z grobu - czyli zmartwychwstania, Jezus wstępuje w niebo, czyli przechodzi w boską sferę. W dziesięć dni później apostołowie czują w sobie dziwną moc. Ona ich zmienia duchowo i każe porzucić zwątpienie. Nie boją się już nikogo i niczego, podróżują bez strachu po całej Europie, głosząc nauki Jezusa, a nowa wiara w błyskawicznym tempie zyskuje nowych wyznawców. Zmartwychwstanie zaś jest jej najważniejszym przesłaniem.
Wiara Nigdzie nie ma opisu zmartwychwstania. Na dodatek nie wszyscy apostołowie wierzą, że widzą Jezusa w chwale, "żywego". Jest teraz bowiem, choć ten sam, to inny, odmieniony. Ale czy normalni ludzie mogli to pojąć? Przez 40 dni - jak kiedyś Jezus na pustyni - pokonywali własne zwątpienie. A gdy uwierzyli bez zastrzeżeń, że ich mistrz "nie jest z tego świata", otwarły się ich umysły. Pozwolili mu wtedy "wstąpić w niebo". Odrzucając własne zwątpienia, poczuli się oświeceni Duchem Świętym i pełni wiary w to, czego rozum nie zdołał pojąć. To dało im siłę wyruszyć w świat, głosić wiarę w zmartwychwstanie wszystkich ludzi. I był to cud nie taki znów rzadki.
Takich przemian ludzie doświadczają bardzo często pod wpływem niezwykle mocnych przeżyć. By przygotować umysł i duszę na przyjęcie "wiary" - czyli odrzucenie racjonalizmu, medytują i poszczą w samotności. Jak często ci, którzy przeżyli cudem katastrofę czy wielkie nieszczęście - twierdzą, że zupełnie zmieniło to ich sposób widzenia i pojmowania świata. Gdybyśmy mieli pewność, że istnieje tylko to, co widzimy, moglibyśmy zaryzykować stwierdzenie, iż Jezus był tylko człowiekiem niezwykłej mocy. Czy jest w tym coś nadzwyczajnego? Raczej nie. Dzieje ludzkości znają parę takich osób.
Zwycięstwo Czy istotnie zmartwychwstał, a potem wstąpił w niebo? Być może, choć niekoniecznie fizycznie. Ewangelia mówi, że został "wywyższony". My jednak zadzieramy głowę, patrzymy w niebo i tam szukamy Boga. To przekonanie jest w ludziach tak silne, że pierwsi astronauci dziwili się, że w kosmosie nie ma śladu Pana z Siwą Brodą. Tak silna jest nasza wiara w to, że Jezus wzniósł się gdzieś nad swych uczniów i nadal tam pozostaje. Najważniejsze jest to, że między nim a jego uczniami musiało zajść coś, czego dowieść nie można, a co zmieniło ich życie i postępowanie w taki sposób, że z grupki zastraszonych stworzyli jedną z najpotężniejszych religii, która ukształtowała historię następnych dwu tysiącleci.
Zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Jezusa, a raczej to, że apostołowie w nie uwierzyli, miało więc historyczne skutki. Właśnie to stworzyło cywilizację, w której żyjemy, określiło nasz sposób myślenia i postępowania. Nie rozumiemy sensu tego, co wtedy zaszło. Nawet ludziom wierzącym trudno jest przyjąć bez wątpienia opowieści o znikającym z grobu ciele i zmartwychwstaniu. Ale kiedyś nie wierzyli w to nawet apostołowie, choć przed śmiercią Jezusa przez 2 lata nie odstępowali go na krok. Miejmy więc pobłażanie dla naszych ospałych umysłów, akceptujących najchętniej to, co policzalne i namacalne. Pamiętajmy też, że wiara i wiedza nie zawsze idą w parze, dlatego dla wielu z nas historia o zmartwychwstaniu nie brzmi jak opowieść z bajki.
Blanka Kleszcz
dla zalogowanych użytkowników serwisu.