Albina doskonale pamięta ten sen: Dookoła mnie stało mnóstwo osób, jeden człowiek przy drugim, trudno było oddychać.
Wszyscy mieli głowy zwrócone w kierunku postaci oświetlonej jasnym światłem. Patrzyli na kobietę o dobrej, spokojnej twarzy, która w dłoniach trzymała ikonę z Matką Boską. Ludzie wyciągali ręce, chcieli dotknąć świętego obrazu. Kobieta jednak podeszła do mnie i wręczyła mi ikonę. Poczułam zachwyt i szczęście tak wielkie, że z radości zaczęłam płakać. Gdy się obudziłam, otarłam łzy i wyszeptałam: dziękuję, babciu...”. Sen był znakiem, że życie Albiny przybrało właściwy kierunek i jest na dobrej drodze. Czuła, że skoro prababcia Paraska właśnie jej wręczyła ikonę, to musi kontynuować dzieło słynnej uzdrowicielki i pomagać chorym. Postanowiła nie walczyć z przeznaczeniem.
– Prababcia mieszkała we wsi Letki pod Kijowem – opowiada Albina. – Pomagała chorym na raka, nastawiała zdeformowane kończyny, przywracała kobietom płodność. Kochała ludzi, dla każdego znalazła dobre słowo. Dokładnie wiedziała, że umrze w 1936 roku. Przed śmiercią wezwała całą rodzinę i oznajmiła, że dar uzdrawiania przekazuje mojemu ojcu, Aloszy. Niestety, tata nie poszedł w jej ślady. Na Ukrainie nastały czasy stalinizmu i wszystko, co duchowe, metafizyczne, powiązane z Kościołem czy Cerkwią, stało się zakazane. Na szczęście dar spłynął na prawnuczkę, która – jak twierdzi jej dziadek – jest bardzo podobna z wyglądu i usposobienia do Paraski.
– Tak jak ona nie mogłam przejść obojętnie, gdy ktoś cierpiał – podkreśla Albina. – Już jako dziecko potrafiłam opatrywać rany i uśmierzać ból. Nie mam pojęcia, skąd wiedziałam, które miejsca należy dotykać, aby minęła migrena czy dolegliwości reumatyczne, ale zawsze trafiałam bez pudła. W młodości nie myślałam jednak o tym, żeby zająć się uzdrawianiem. Marzyła mi się zupełnie inna przyszłość. Wyszłam za mąż, skończyłam studia na wydziale architektury i pracowałam w biurze projektów.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.