Niedzielny rodzinny obiad. Małgorzata nalewa zupę. Czeka na domowników, aż „łaskawie” – jak mówi z przekąsem – zgromadzą się przy stole. Mija kilka minut. Zupa stygnie. Już nawet nie woła, znudziło jej się. Sama zaczyna jeść. Z pokoju na górze po schodach schodzi 14-letni Piotrek. Nie zdejmując słuchawek z uszu, leniwie przysiada na brzegu krzesła i bez słowa zaczyna jeść. 17-letnia Kasia woła ze swojego pokoju: „Jedzcie beze mnie!”. Mąż wrócił z pracy i odsypia.
„Nie tak miało być” – myśli Małgorzata. Jej dzieci miały być radosne, otwarte, serdeczne, zaradne, wrażliwe, silne. Miały być całkiem inne – miały czerpać radość z życia, osiągać cele, nie jakieś tam wydumane sukcesy, ale realne, zdrowe cele, które przyniosłyby im dobre życie. Ale jej dzieci są inne – kłamią, kłócą się, są niepewne siebie, zamknięte, nieobowiązkowe, za często się złoszczą, nie mają zdolności muzycznych ani prawdę mówiąc żadnych sensownych zdolności.
Piotrek zaczął grać w kosza, ale znudziło mu się. Kasia zapisała się na hiszpański – po dwóch miesiącach zrezygnowała. Co one będą robić w życiu? Nie czytają, nie rozmawiają z mądrymi ludźmi. Niczym specjalnym się nie interesują. Są takie jakieś... nie takie. Co z nimi będzie? Małgorzata próbuje rozmawiać, perswaduje, przekonuje. Mówi, mówi, mówi. O tym, jak ważne jest, aby... Jak dobrze by było, gdyby... O tym, co należy, co powinni... Stara się zaradzić, coś naprawić, poradzić, wskazać kierunek.
Ostatnio jednak usłyszała od córki: „Dlaczego mówisz mi, co mam robić? Czy sama jesteś szczęśliwa?”. Jako rodzice jesteśmy beznadziejni – tak większość z nas myśli o sobie, pisze w swojej książce „Jak mądrze kochać dzieci” Basia Jakubowska. Stawiamy sobie nierealistyczne wymagania, nie dajemy sobie prawa do błędów, chcemy być we wszystkim perfekcyjni.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.