Pokochaj siebie

Czujesz się skrzywdzony, gdy ktoś potraktuje Cię niesprawiedliwie? Ale Ty sam też uczestniczysz w tym akcie, i to - nie gniewaj się - w takim samym stopniu. Prawda jest taka, że jesteś swoim największym krzywdzicielem.

Pokochaj siebieKtóregoś dnia doszłam do wniosku, że zawsze byłam dla siebie bardzo okrutna. Gdy popełniłam jakiś błąd, gdy zrobiłam coś, czego się potem wstydziłam, mówiłam do siebie: "ty idiotko, ty głupia babo"... W pogoni za akceptacją otoczenia narażałam się na to, że inni mnie wykorzystywali i oszukiwali. Ciężko z tym było żyć, więc poprawiałam sobie humor wódką, myśląc, że przyniesie to ukojenie. Niestety, było jeszcze gorzej. Gdy to wszystko zrozumiałam, rozpłakałam się ze współczucia dla samej siebie, nieświadoma, że tak oto przebrnęłam przez pierwszy etap procesu wyzwalania się od poczucia krzywdy, czyli akceptację. Drugi etap to zrozumienie. Niczego nie robiłam ze złej woli, ale dlatego że takie miałam wzorce i używałam ich w sposób mechaniczny.

Nie zdawałam sobie sprawy, że poszukiwanie akceptacji innych ludzi szkodzi mi i przynosi masę cierpienia. Że uczucie osamotnienia i lęku wynika z mojej postawy obronno-agresywnej. Zrozumienie to nie oskarżanie samej siebie, bo poczucie winy pogorszyłoby moją sytuację i doprowadziłoby do depresji lub apatii. Nie usprawiedliwianie czy przerzucanie odpowiedzialności na innych, bo to odebrałoby mi możliwość zmiany sytuacji, z którą się nie godziłam.

Bardzo chciałam zmienić swoje życie. Odzyskać poczucie godności, szacunek do siebie i radość ze zwykłego dnia. W momencie, w którym naprawdę zrozumiałam okoliczności, jakie mnie kształtowały i swój ograniczony wpływ na nie - wybaczyłam sobie. Ogarnął mnie smutek, gdy poczułam, jak trudny los zgotowałam samej sobie poprzez niewiedzę. Żałowałam wielu straconych szans, kontaktów z ludźmi, które mogły wyrażać się poprzez miłość, a były walką. Także zgubionych marzeń. Postanowiłam żyć inaczej, bo przecież to ode mnie zależy, jaką wybieram drogę życia.

reklama

Przeszłość jest już za mną, a na lepszą przyszłość muszę zapracować już dziś. Świadomość jest rzeczą bardzo ważną, bez niej nie może być mowy o zmianie. Zaczęłam od powiedzenia sobie: "Jestem dla siebie najważniejszą osobą na Ziemi. Postanawiam zadbać, by ta osoba była szczęśliwa, postanawiam ją kochać i okazywać to jak umiem najlepiej". Z początku przychodziło mi to z trudem, bo miałam fatalne nawyki. Zrobiłam więc listę rzeczy sprawiających mi przyjemność i ją realizowałam. Przemawiałam do siebie czule, ćwiczyłam jogę, tańczyłam dla samej siebie, śmiałam się do siebie w lustrze, uczyłam się relaksu z kaset, robiłam automasaż. Moje życie zaczęło się powoli zmieniać. Ludzie, którzy źle mnie traktowali odchodzili, a pojawiali się inni, okazujący mi sympatię i zrozumienie. Zaczęłam odnosić sukcesy.

Piszę to, by pokazać, jak ważnym aktem jest wybaczenie sobie. To moment zwrotny, który może odmienić nasze życie. To najprawdziwsza magia. Sprawia, że każdy może poczuć się kochany, bo wybaczenie otwiera drzwi do miłości. Pozwala pozbyć się worka ze śmieciami w postaci starych urazów, nauczyć się śmiać i cieszyć życiem.

Ważnym elementem w procesie zmian jest "składanie ofiary". Ja przestałam jeść słodycze. Bo kto chce coś uzyskać, jakąś nową jakość w życiu, musi oddać coś w zamian. Takie są prawa duchowe Wszechświata. Kochać szczerze samego siebie to nasz obowiązek, bo - między innymi - dopiero wtedy jesteśmy w stanie uzdrowić czy przynajmniej poprawić relacje z innymi ludźmi. Jeśli naprawdę zapragniesz się tego nauczyć, podpowiadamy Ci pierwszy krok. Po opublikowaniu we "Wróżce" artykułów Elżbiety Krzyżanowskiej wielu młodych Czytelników zwróciło się do niej z prośbą o pomoc. Na niektóre listy pani Elżbieta zdecydowała się odpowiedzieć na łamach.

Elżbieta Krzyżanowska"Mam 27 lat i wrażenie, jak gdyby moje życie stanęło w miejscu. Gdzieś na dnie duszy pragnę czegoś innego: ruchu, zmiany, towarzystwa. Chciałabym bardzo założyć rodzinę, ale jak dotąd, nie znalazłam mężczyzny, z którym mogłabym stanąć na ślubnym kobiercu. Wiem, że to smuci moich rodziców, choć absolutnie nie dają mi tego odczuć. To jest powodem, że powoli odsunęłam się od dalszej rodziny, kuzynek, kuzynów, którzy dawno już pozakładali rodziny. Bo i o czym ja mam z nimi rozmawiać?

W końcu i tak pada sakramentalne pytanie: a ty kiedy wychodzisz za mąż? Nie wiem, co jest tego przyczyną, może moja niska samoocena? Myślałam nawet o operacji plastycznej, ale, niestety, koszty są tak wysokie, że dam sobie spokój. Chciałabym, by moje życie "nabrało rumieńców", ale nie mam pojęcia, jak to zrobić? Podjęłam nawet studia zaoczne, co znacznie obciążyło moją kieszeń, ale w moim życiu, oprócz chudszego portfela, nic się nie zmieniło.

Poświęciłam się pracy, którą zresztą lubię, ale i ona nie daje mi do końca satysfakcji, możliwości rozwoju. Jak długo potrwa ta stagnacja w moim życiu? Czy naprawdę jestem skazana na samotność? Byłam nawet u wróżki. Stwierdziła, że, owszem, założę rodzinę i będę miała dwóch synów. Szczerze mówiąc, nie uwierzyłam jej, bo... ta sama wróżka parę lat wcześniej "widziała" obok mnie troje dzieci: dwóch chłopów i dziewczynkę. Według poprzedniej wróżby, powinnam już od roku być szczęśliwą mężatką. Powoli zaczynam przestawać wierzyć we wszystko, nawet w Boga. Szkoda, że ludzie oceniają siebie nawzajem tak powierzchownie. W dzisiejszych czasach liczy się tylko wygląd zewnętrzny, trzeba się mocno natrudzić, by wzbudzić w kimś zainteresowanie".

Agawa


Z jednej strony pragniesz, by Twoje życie się odmieniło, z drugiej jednak mówisz o niskiej samoocenie. Potwierdzasz ją także w życiu, gdy uważasz, że jesteś gorsza od kuzynek, które mają mężów i dzieci. Pamiętać należy, że poczucie własnej wartości nie zależy od żadnych czynników zewnętrznych, tylko od tego, jakie Ty sama masz wyobrażenie o sobie. Nasze życie zmienia się dopiero wtedy, gdy my sami pozbywamy się ograniczających nas ocen i przekonań oraz zaczynamy się kierować myśleniem opartym na miłości. Najważniejszą sprawą jest nauczenie się, jak kochać i szanować siebie.

Jest to zadanie dość trudne, wymaga dużej pracy i wytrwałości. Nasze otoczenie kształtuje nas bowiem w taki sposób, byśmy lekceważyli swoje potrzeby, pozwalali innym, by stanowili za nas, jak mamy układać swoje życie. Takie podejście wprowadza ogromny zamęt do umysłu i sprawia, że człowiek czuje się tak, jakby był zamknięty w pułapce. Pragnie osiągnąć w życiu satysfakcję, ale ograniczają go poglądy rodziny, znajomych i bardzo się boi utracić ich akceptację dla swoich poczynań. Trzeba mieć odwagę, by się temu przeciwstawić i realizować swoje marzenia. Niestety, tutaj jakikolwiek kompromis jest niemożliwy.

Jeśli na przykład Twoja rodzina uważa, że będziesz pełnowartościowym jej członkiem dopiero wtedy, gdy wyjdziesz za mąż i urodzisz dzieci, to choćbyś zrobiła oszałamiającą karierę zawodową, nigdy nie uznają tego za sukces. Zapytaj samą siebie, czy rzeczywiście będziesz szczęśliwa poddając się presji otoczenia i czy o takie "rumieńce" Ci chodzi. Jeśli nie, sprawdź, co to może być i czy wystarczy Ci odwagi i wytrwałości, by pójść za głosem swego własnego serca.

Potrzeba stanowienia jedności z rodziną i otoczeniem jest niezwykle silna i stanowi podstawę, na której budujemy poczucie bezpieczeństwa. Wyjście poza tę potrzebę wymaga stawienia czoła przeróżnym lękom, zaryzykowania spotkania się z nieznanym. Jest to niezwykłe wyzwanie dla każdego z nas i podjęcie go sprawia, że się rozwijamy. Tkwienie w starych, wygodnych strukturach hamuje nowe możliwości. Jest to bezpieczne, ale nie daje satysfakcji, dlatego w życiu musimy dokonywać wyborów dość dramatycznych. Bez względu na to, jakiego wyboru dokonasz, życzę Ci powodzenia.

"Mam 25 lat. Wiem, że w tak młodym wieku powinnam cieszyć się życiem, ale jest dokładnie odwrotnie. Moje życie (pomijając wczesne dzieciństwo) to pasmo stresów i porażek z rzadka rozjaśnianych małą chwilą szczęścia. Ojciec opuścił nas i nigdy nie interesował się mną, bratem, ani mamą. W naszym domu ciągle brakowało pieniędzy. Nie zrealizowałam przez to swoich marzeń o studiach. Posady, jakie udało mi się zdobyć, wymagały ode mnie wiele wysiłku i czasu, nieproporcjonalnie do wynagrodzenia. Myślałam, że małżeństwo będzie dla mnie ratunkiem, ale teraz sama nie wiem...

Mieszkam obecnie w innym mieście, gdzie nie mam ani jednej koleżanki (byłam kiedyś osobą towarzyską, więc cierpię), nie mamy z mężem widoków na własne mieszkanie, wykonuję pracę bardzo niepopłatną, niesatysfakcjonującą i niebezpieczną. Powoli opuszcza mnie ochota do wszystkiego. Mam wrażenie, że wszystko, czego dotkną moje ręce, jest skazane na niepowodzenie. Czy ten pech nigdy mnie nie opuści? Moje problemy mogą wydać się komuś błahe, ale ileż można znosić ciągłe niepowodzenia, samotność, brak pieniędzy i perspektyw! Czuję, że mam na to coraz mniej siły".

Załamana

Piszesz o wielu problemach naraz i wszystkie one układają się w jedno niesatysfakcjonujące życie. Taki stan rzeczy spowodowany jest Twoim podejściem do siebie samej. Skoro uważasz się za osobę bezwartościową, to i warunki zewnętrzne układają się na potwierdzenie tego. Rozumiem, że to są wzorce, które wyniosłaś z dzieciństwa. Jednak to, co obowiązywało w przeszłości, nie musi być aktualne dziś. Radziłabym przejść się po księgarniach lub bibliotekach i poszukać książek, w których znajdziesz wskazówki dotyczące przeprowadzania zmian w życiu.

Dobra pozycja z tego zakresu to "Powrót do swego wewnętrznego domu" Johna Bradshawa lub Diany Cooper "Możesz zmienić swoje życie". Ucz się, jak dbać o samą siebie, szanować swoje potrzeby, poczucie godności osobistej. Każdy, kto chce zmienić swoje życie, musi włożyć w to własną pracę, gdyż nic nie robi się samo. Zawsze dobrze jest poszukać grupy, w której można otrzymać wsparcie. Niemożliwe jest dokonanie zmian, nie mając na zewnątrz ludzi życzliwych. Ucz się też relaksu i medytacji, bo to jest zawsze pierwszy krok do nowego życia. Realizowanie postawy miłości w stosunku do siebie to nasz podstawowy obowiązek jako istot duchowych. Bez tego nie ma mowy o satysfakcjonujących związkach, dobrej pracy, dobrobycie itp.

Postaw na stole palącą się świecę. Spisz na kartce wszystkie krzywdy, jakie sobie wyrządziłaś. Wyłącz telefon i zadbaj, by nic Ci nie przeszkodziło. Nastaw cichą, spokojną muzykę. Wyobraź sobie, że siedzisz nad brzegiem błękitnego strumienia. Z jego nurtem płyną złote liście. Umieszczaj na nich wszystkie urazy napisane na kartce - po jednej na każdym liściu. Wyobraź sobie, że te liście odpływają w dal. Potem spójrz na drugi brzeg strumienia. Zobacz stojącą tam postać.

Jest to ktoś absolutnie wyjątkowy, ktoś, kto zawsze Cię kochał i czekał na Ciebie. Ta postać uśmiecha się do Ciebie i unosi obie ręce w pozdrawiającym geście. Czujesz ciepło, radość, miłość i bezgraniczną akceptację. Złóż swoje dłonie na sercu - jedną obok drugiej, a potem otwórz je tak, jakbyś otwierał okno. Zobacz strumień światła płynący z Twego serca do tej postaci. Ona pozdrawia Cię i dziękuje Ci, a następnie wolno odwraca się i odchodzi. Ale Ty już wiesz, że zawsze możesz wrócić nad ten strumień, do kogoś, kto Cię kocha. Gdy będziesz gotowa, wstań i spal kartkę. Podejdź do lustra, spójrz sobie w oczy i powiedz sobie, jak cudowną jesteś osobą.


Elżbieta Krzyżanowska

Źródło: Wróżka nr 2/2002
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl