Strona 1 z 2
Co drugie pokolenie rodzą się kobiety obdarzone mocą jasnowidzenia
Łup, łup - głuche uderzenia, dochodzące z kuchni, przerywają wieczorne, domowe pogaduchy. Ale nie dzieje się nic złego. To tylko babcia Anna robi ciasto na aćmę. Aćma to ormiańska potrawa, bardzo pracochłonna - osiem warstw ciasta, środkowe gotowane, a zewnętrzne pieczone. Przełożone białym serem z przyprawami. Palce lizać. Mało kto umie zrobić tę potrawę, więc jada się ją tylko od święta. A święto trwa od tygodnia, bo do Lublina przyjechała babcia Anna.
Na stałe mieszka na przedmieściach Batumi, w dużym domu przyklejonym do zbocza góry. Z tarasu podpartego białymi kolumnami rozciąga się wspaniały widok, hen na Morze Czarne. Dom jest dobrze znany w Batumi, ba, w całej Republice Adżarskiej, w Gruzji, a nawet w samej Moskwie. Bo babcia Anna jest sławną "widzącą". Nie raz KGB przetrzymywało ją po 48 godzin w areszcie, by zdradziła, co wie o sąsiadach i ich zamiarach. Nic sobie nie robiła z tych gróźb, bo przecież Pan Bóg był z nią.
Od lewej siedzą: Alicja, Aida, Alina, babcia Anna i Ałła
Oglądam zdjęcia z rodzinnego albumu. Rozpoznaję babcię Annę, jej córkę Ałłę, córki Ałły - Alinę i Aidę i najmłodszą w rodzie - pięcioletnią Alicję. Na tym sprzed roku przystojny Ormianin obejmuje ramieniem babcię Annę.
- To Alik, mój ukochany syn. Pół roku temu zmarł na zawał. Miał tylko 48 lat... - głos babci łamie się, z piersi wyrywa się szloch. - Kiedyś, we śnie, Pan Bóg powiedział mi, że to właśnie ja będę tyle żyła. Widać zmienił swoje wyroki. Może dlatego, że przeznaczył mnie do służby ludziom... - głos więźnie jej w gardle, a z ciemnych oczu wyziera głęboki smutek. Ałła tuli matkę do siebie, jakby chciała zabrać jej trochę tego bólu. Sama zresztą ma problemy. Przyjechała na jakiś czas do Lublina do Aidy, żeby wszystko sobie przemyśleć.
Aida to oczko w głowie całej rodziny i ukochana córeczka tatusia. Pragnął dla niej kariery uniwersyteckiej, więc ukończyła ekonomię. Ale babcia Anna odczytała wyroki Boskie, kiedy dziewczynka była jeszcze niemowlęciem: Aida będzie jasnowidzem jak każda pierworodna kobieta w ich rodzinie, w co drugim pokoleniu. Aida studiowała w Kijowie i wróżąc pomagała ludziom. Widziała jak na dłoni ich przeszłe i przyszłe życie. Tam też spotkała Adama. Chłopak oszalał z miłości na widok pięknej Ormianki. Wzięli ślub i przyjechali do Polski. Tu urodziła się Alicja.
reklama
Ciasto na aćmę jest już odpowiednio twarde, uformowane w podłużne kawałki i "wybite" o stół. Teraz Ałła pomaga Annie. Rozwałkowuje je na kilka placków i układa jeden obok drugiego. Pół roku temu babcia zatelefonowała do Aidy. "Mam już 75 lat i Pan Bóg może mnie powołać do siebie w każdej chwili, a jest kilka spraw, które muszę Ci przekazać. Tylko Tobie." Wsiadła w pociąg i jechała kilka dni. Jak przekroczyła granice bez ważnego paszportu, jeden Bóg wie. Teraz w Lublinie spotkały się wszystkie razem - cztery pokolenia kobiet, z których każda posiadła niezwykły dar...
Anna jako dziecko była dziwnie nieśmiała. Całymi miesiącami milczała jak zaklęta. Rodzice nawet nie byli pewni, czy rozwija się normalnie. Parę razy nastraszyła ich nie na żarty, zapadając w letarg. Trzy-cztery dni leżała bez przytomności, z wysoką gorączką. Kiedy zdarzyło się to po raz pierwszy, dziewczynkę zaniesiono do greckiego monastyru w pobliskich górach. Tamtejsi mnisi zajmowali się leczeniem, a jeden z nich słynął z czynienia cudów. Ułożyli Annę na posłaniu w jednej z jaskiń. Obudziła się po czterech dniach, zupełnie zdrowa. Pamięta, że bardzo chciało się jej pić. Rozejrzała się i zobaczyła małe źródełko.
- Nic mi tak w życiu nie smakowało, jak tamta woda - wspomina dzisiaj. - Mnisi zastali mnie akurat, gdy ją piłam. Zaskoczeni patrzyli na źródełko. Wcześniej go tam nie było. Ludzie nazywają je teraz Źródełkiem Anny. Dziewczynka była dziwna. Patrzyła na paznokieć kciuka prawej ręki jak w ekran małego telewizora. I widziała rzeczy przerażające. Oto Matka Boska oprowadza ją po piekle, po czyśćcu, pokazuje grzeszników: człowieka zamienionego w czarnego psa biegającego bez wytchnienia (to kara za skąpstwo), kobiety z jęzorami zwisającymi do pasa (za życia były plotkarami). Oglądała też raj: niekończący się, przepiękny sad obsypany kwiatami. - Nie było tam ludzi - wspomina. - Tylko stada białych gołębi.
Anna oglądała też rzeczy zwykłe - kto co komu ukradł, kto ma kochankę, kto niedługo umrze... W dziecięcej naiwności myślała, że wszyscy ludzie potrafią "czytać z pazura". Rodzice martwili się jej fantazjami. W szkole koledzy wyśmiewali dziewczynkę. Stroniła od nich, albo uczciwie mówiła, co widzi. To było jeszcze gorsze. Rodzice, radzi nieradzi, zabrali Annę ze szkoły. Zakończyła edukację na drugiej klasie podstawówki. Jest niepiśmienna. Trzeba się jednak było jakoś pozbyć tej przypadłości dziecka. Małżeństwo miało być najlepszym lekarstwem. Ponoć wieszczenie u dziewczynek znika bezpowrotnie po utracie dziewictwa albo obcięciu włosów pod czepiec. Gdy tylko Anna skończyła 14 lat wydano ją za mąż. I nikt nie pytał jej o zgodę.
Po nocy poślubnej dostała paraliżu połowy ciała i zapadła w najdłuższy z dotychczasowych letargów. Przerażona rodzina znów szukała ratunku w monastyrze. Tam Anna miała widzenie, które przesądziło o całym jej życiu. Odwiedził ją wtedy Pan Jezus i ze smutkiem powiedział: - Zrobili ci krzywdę. Byłaś przeznaczona do służby Bogu i niesienia pomocy ludziom. Teraz musisz rodzić dzieci, dbać o męża. Ale losy ludzkie nadal będą ci się ukazywać. Jednak tylko od wschodu słońca do południa, w pogodne dni, za wyjątkiem śród i piątków. Babcia wieszczy więc tylko rano, kiedy słońce jest najsilniejsze. Jeśli nawet ktoś przyjedzie z odległych rejonów, a trafi na deszczową aurę, musi czekać na czyste niebo.
~mycha781