Dwudziestoletnia Kasia była dla medycyny akademickiej trudnym przypadkiem. Nie miała apetytu, ciągle wymiotowała, nie mogła spać. Lekarze podejrzewali, że przyczyną tych problemów są uporczywe bakterie. Jednak leki, które brała, nie skutkowały.
Dziewczyna przyszła do poznańskiego gabinetu doktora Jakimca z całą torbą leków. Skan, który wykonał za pomocą programu komputerowego, pokazał obecność w jej organizmie gronkowca, a także lamblii i drożdżaków candida albicans. Ukraiński lekarz podczas czterech zabiegów atakował paskudne stworzonka za pomocą specjalnie dobranych fal, emitowanych przez nadajnik połączony z programem komputerowym. Oprócz tego robił swojej pacjentce masaż ułatwiający oczyszczanie się organizmu i zalecił kurację ziołową.
Terapia poskutkowała. Dziś Kasia normalnie je, śpi, żyje. Skąd u wojskowego, specjalisty chorób wewnętrznych, zainteresowanie akupunkturą i masażem? Bo już fascynacja urządzeniem do biorezonansu, które za pomocą fal i programu komputerowego informuje o stanie organizmu, wydaje się bardziej prawdopodobna. W końcu nad tego rodzaju aparatami pracują przede wszystkim wojskowi.
– W 1986 roku byłem przez trzy miesiące w strefie skażenia po wybuchu elektrowni jądrowej w Czarnobylu – tłumaczy lekarz. – Pilnowałem czasu przebywania w zonie napromieniowanej grup żołnierzy, którzy zakopywali w lasach wszystko, co podczas wybuchu tam się znalazło: żywność, meble, samochody, dźwigi i koparki. I już na miejscu dowiadywałem się, że młodzi zdrowi ludzie, których stamtąd zabrano, umierają na zawały serca. Potem, gdy wróciłem do normalnej pracy, wciąż słyszałem o swoich kolegach: „Wiesz, Wołodia umarł na zawał, a Igor ma raka”. Ja też czułem się coraz gorzej.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.