Nie mam ochoty się z nim spotykać – mówi mi Katarzyna o swoim dwanaście lat młodszym bracie. – Drażni mnie jego sposób bycia, nieliczenie się z ludźmi, jego przekonanie, że wszystko mu się należy. Mówiąc krótko: kocham go, ale nie lubię.
Jednak Katarzyna nie spotyka się ze zrozumieniem u swoich znajomych. Jej przyjaciółki są Krzysiem zachwycone: taki uroczy chłopiec, naprawdę czarujący, uśmiechnięty, miły, uczynny.
– Dlaczego on mnie tak złości? – pyta Katarzyna. – Przecież kocham go, jest moim bratem, mamy ze sobą silną więź, to oczywiste. Paweł od dwóch lat nie spotyka się ze swoją osiem lat młodszą siostrą Izą.
– Dopóki ją ratowałem z opresji, holowałem, byłem dobrym bratem. Odkąd postanowiłem bardziej zadbać o siebie i swoją rodzinę, siostra odwróciła się ode mnie. Nie daje znaku życia. Nie opiekuję się nią, więc przestałem być potrzebny. Ale przecież jestem jej bratem, nie ojcem czy matką. Jeśli jesteś najstarszym w rodzinie bratem albo siostrą, z pewnością wiesz, o czym mówią Katarzyna i Paweł. Ich opowieści są typowe dla najstarszego rodzeństwa. Co tak naprawdę wydarzyło się między nimi?
Pierwsze dziecko w rodzinie jest w szczególnej sytuacji. Zanim pojawi się drugie czy trzecie, przez pewien czas jest królem, jedynakiem. Przyzwyczaja się do tej wyjątkowej pozycji – uwaga rodziców skierowana jest tylko na niego. Przez pierwsze lata życia jego światem jest świat dorosłych, rodziców. Zwykle po kilku latach pojawia się w rodzinie drugie dziecko, później kolejne. Jeśli pierwsze wychowywało się bez rodzeństwa co najmniej sześć lat, nabiera nawyków jedynactwa. Przyzwyczaja się do samotności.
reklama
Gdy w tym czasie inne rodzeństwa bawią się ze sobą, biją się, śmieją się i płaczą, na swój sposób rozwiązują konflikty między sobą. Jedyne dziecko zaś wzrasta w świecie dorosłych, nasiąka nim, staje się przesadnie poważne. Gdy po sześciu, siedmiu czy ośmiu latach pojawia się siostra lub brat, świat jedynego dotąd dziecka w rodzinie wali się w gruzy. Cała uwaga zostaje przeniesiona na młodsze dziecko. Teraz ono jest oczkiem w głowie. Starsze ma być posłuszne, nie sprawiać problemów, usunąć się w cień, ustąpić, bo jest „starsze i mądrzejsze”. I co najważniejsze – pomagać w opiece nad młodszym. A nierzadko tę opiekę przejmować.
Większość najstarszych dzieci już jako dorośli wspomina, że byli „podporą” mamy, wyręczali w obowiązkach rodziców. Kobiety mówią wręcz, że były dla młodszego rodzeństwa „mniejszą mamą”. Pierworodny syn jest najmądrzejszy, a więc także najbardziej odpowiedzialny, to na nim spoczywa obowiązek dbania o resztę dzieci, gdy rodzice są w pracy albo są zajęci swoimi ważnymi sprawami.
Najstarsze dzieci w rodzinie już jako dorośli często nie zdają sobie sprawy, jak bardzo to dziedzictwo odpowiedzialności rzutuje na ich późniejsze relacje z ludźmi. Jak trudno im zbudować zdrowe stosunki z dorosłymi już braćmi i siostrami. Wobec rodzeństwa, nawet jeśli to rodzeństwo ma już czterdzieści czy pięćdziesiąt lat, ciągle grają rolę zastępczych rodziców.
Ale z czasem przychodzi otrzeźwienie. Granie roli opiekuna zaczyna męczyć, uwiera. Zaczynamy dostrzegać coś, co inni widzieli już dawno – że relacja z młodszym rodzeństwem nie jest równorzędna, oparta na dawaniu i braniu. Nie jest dojrzała. To ciągle relacja dziecka i opiekuna, mimo że obie strony mają już swoje rodziny, dorosłe życie. Kryzys pojawia się wtedy, gdy starszy brat czy siostra uświadamiają sobie, jak wiele dali z siebie młodszym, a ci nawet nie podziękują, nie docenią. Brali, bo im się należało. Chcą brać nadal, bo do tego zostali przyzwyczajeni. Ale starsi już nie chcą tylko dawać, chcą równorzędności. Pojawia się problem.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.