Pewien 39-letni Amerykanin imieniem Franklin wyjechał na wakacje do Kanady. Wypłynął żaglówką w morze, popełnił jakiś błąd i wpadł do lodowatej wody. Był silny, wysportowany, świetnie pływał, więc dał sobie radę z żywiołem i wrócił na pokład. Wieczorem dostał dreszczy, ale mimo to żartował z nieprzyjemnej przygody. Następnego ranka obudził się z bólem w plecach, wstał z łóżka i runął na podłogę.
Nie pomogły masaże ani ciepłe okłady, stracił całkowicie władzę w nogach. Lekarz stwierdził, że to chwilowy efekt przeziębienia, ale objawy nie ustępowały. Po kilku dniach wezwano specjalistę, który orzekł, że Franklin miał wyjątkowego pecha, gdyż zapadł na chorobę, która zazwyczaj dotyka dzieci – na polio.
– Już nigdy nie będzie pan chodził – brzmiała diagnoza.
Był wziętym prawnikiem, osiągał pierwsze sukcesy jako polityk i nagle wszystko się skończyło. Zrozpaczona matka proponowała, by zamieszkał w jej rezydencji, gdzie będzie mógł się czołgać z dala od wścibskich oczu dziennikarzy i znajomych. Na domiar złego choroba zdawała się postępować, pojawiły się straszliwe bóle kręgosłupa i głowy. Lekarze uprzedzali, że może stracić władzę w rękach i wzrok.
Nie pogodził się z wyrokiem. Unieruchomiony w żelaznym rusztowaniu chroniącym nogi przed złamaniem, całymi godzinami ćwiczył mięśnie rąk i szyi. Dzięki temu uratował je, po roku morderczego treningu mógł usiąść i swobodnie władać dłońmi. By nie uzależnić się całkowicie od innych, kupił – stanowiący wówczas cud techniki – elektryczny wózek inwalidzki. Trzy lat później wjechał na nim ponownie do swej kancelarii adwokackiej. Klienci początkowo traktowali go nieufnie, ale z czasem oswoili się z myślą, że może ich reprezentować sparaliżowany prawnik. Nie tylko klienci. Ten tak ciężko doświadczony przez los mężczyzna nazywał się… Franklin Delano Roosevelt.
reklama
Jedenaście lat od wypadku, który mógł skazać go na dożywotnią wegetację w czterech ścianach matczynego domu, został prezydentem USA. Tak wybitnym, że wbrew tradycji, pozwalającej pełnić ten urząd tylko przez dwie kadencje, Amerykanie wybierali go aż czterokrotnie. To sparaliżowany Roosevelt prowadził ich do zwycięstwa w II wojnie światowej.
Nikt z nas nie zostanie oczywiście prezydentem Stanów Zjednoczonych, a prawdopodobnie również Polski. Nikt jednak nie uniknie na swej drodze mniejszych czy większych nieszczęść i porażek – niepowodzeń w pracy i życiu osobistym, chorób, utraty bliskich. Los Franklina Roosevelta pokazuje, że nawet najbardziej tragiczne doświadczenia nie muszą prowadzić do rezygnacji z marzeń i ambitnych planów. Bywa wręcz odwrotnie, to właśnie one wyzwalają w człowieku ukryte siły, które sprawiają, że osiąga więcej, niż zamierzał. Bo chce udowodnić sobie i otoczeniu, że się nie poddał i wciąż może coś w życiu osiągnąć.
Wybitny polski psycholog Kazimierz Dąbrowski już pół wieku temu odkrył, że chorzy, którym lekarz powiedział prawdę o ich dolegliwościach, częściej i szybciej wracają do zdrowia. Na tej podstawie opracował teorię tak zwanej dezintegracji pozytywnej, według której życiowe kryzysy i wstrząsy są jednym z najważniejszych motorów naszego rozwoju. Podobne przesłanie kryje się w ludowej mądrości głoszącej, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Niemiecki filozof Friedrich Nietzsche ujął je w aforyzmie, który zyskał taką popularność, że jest cytowany przez osoby, które nigdy nie słyszały o jego autorze: „Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni”.
W ubiegłym roku słowa te poddano naukowej weryfikacji. Zespół psychologów z amerykańskiego uniwersytetu Północnej Karoliny przebadał losy setek ludzi, w których życiu zdarzyło się coś dramatycznego lub strasznego. Były wśród nich ofiary wypadków drogowych, rabunków i pożarów, chorzy, którzy stoczyli zwycięską walkę z nowotworami, porzuceni małżonkowie. Okazało się, że niemal połowa dotkniętych nieszczęściem uznała przeżyty wstrząs za doświadczenie, które nie tylko zmieniło, ale również wzbogaciło i w „jakiś sposób posunęło do przodu” ich życie.
– Byłoby lepiej, gdyby mnie to nigdy nie spotkało – mówili. – Ale stało się, mam to za sobą i czuję, że dzięki wiedzy, jaką zdobyłem, jestem lepszym człowiekiem.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.