Przez wiele lat uczeni mieszali w próbówkach różnego rodzaju związki chemiczne i poddawali je działaniu prądu elektrycznego z nadzieją, że połączą się w żywe organizmy. Ślad tych eksperymentów możemy dostrzec w opowieściach o potworze doktora Frankensteina, którego do życia powołało uderzenie pioruna. Jak wiadomo, nic z tego nie wyszło.
O próbie stworzenia sztucznej inteligencji (SI) znowu zaczęto mówić na początku lat 60. ubiegłego wieku, kiedy matematyk Jim Slagle napisał pierwszy „inteligentny” program komputerowy, który potrafił samodzielnie rozwiązywać rachunki całkowe na poziomie zdolnego studenta matematyki pierwszego roku.
Inny matematyk, Dan Bobrow, w 1964 roku stworzył program, który potrafił samodzielnie przekształcać wzory matematyczne. A kiedy w 1997 roku udało się tak zaprogramować komputer IBM, by wygrał w szachy z mistrzem świata Garrim Kasparowem, wydawało się, że stworzenie komputera, który uczyłby się sam, jest już tylko kwestią czasu.
Niestety, do dziś nie udało się stworzyć komputera, który rozumiałby proste opowiadania z czytanek dla pierwszoklasistów. Owszem, skonstruowano roboty, które metodą prób i błędów uczą się same chodzić, wykonywać proste czynności, ale kiedy trzeba skojarzyć wiele abstrakcyjnych wiadomości, bezradnie rozkładają swoje elektroniczne ręce.
Człowiek posługuje się tysiącami zupełnie „nielogicznych” pojęć, a pod podstawowe desygnaty podkłada dziesiątki znaczeń w zależności od sytuacji, kontekstu czy nastroju. Natomiast programy komputerowe muszą opierać się na żelaznej logice według schematu: przyczyna – reakcja – skutek.
Człowiek, by zgasić zapałkę, może dmuchnąć na płomień, ale również zgasić ją palcami. Dla elektronicznych zwojów taka sytuacja jest nie do pojęcia, ponieważ jest „irracjonalna”. Skoro w jednej z sekwencji ma zapisane, że ogień parzy, a oparzenie jest niebezpieczne, to nie można do gaszenia używać palców. Podobnych sytuacji są tysiące. Nic dziwnego, że twórca SI Sebastian Thrun przyznaje, iż codzienna wiedza jest piętą achillesową sztucznej inteligencji.
Z opinią tą nie zgadza się amerykański ekscentryczny informatyk Doug Lenat. Twierdzi on, że to kwestia wprowadzenia do pamięci „sztucznego mózgu” odpowiednio dużej ilości danych, które po przekroczeniu pewnego krytycznego progu będą umiały same z siebie generować nowe informacje. Od dwudziestu lat jego 40-osobowa ekipa wprowadza do elektronicznego supermózgu informacje o świecie. Stworzono już liczącą miliony faktów bazę danych, ale supermózg nadal odmawia podjęcia się samokształcenia. Jedynym ratunkiem, twierdzi Doug Lenat, jest nauczenie sztucznych mózgów praw statystyki. Być może znając jej zasady i pojęcie przypadku, dysponując ogromną bazą danych i potężnymi możliwościami obliczeniowym, komputery wreszcie zaczną cokolwiek rozumieć!
dla zalogowanych użytkowników serwisu.