Czarna jaskinia Ewy
Przykład: Ewa i Jan są na pozór bardzo szczęśliwi: kochają się, wspierają, lubią spędzać razem czas. A jednocześnie dochodzi między nimi do awantur. Ewa czuje się tak samotna i nieszczęśliwa, że potrafi bić głową o ścianę, wyrywać sobie włosy. Zdarza jej się też w furii uderzyć Jana. Jego „kamienna twarz", gdy się na nią gniewa, sprawia, że kobieta czuje się, jakby wylądowała w czarnej, zimnej pieczarze. Ma wrażenie, że nigdy już się z niej nie wydobędzie. Nie jest w stanie sobie z tym poradzić, dlatego zgłosiła się na terapię.
Czy w ogóle można sobie z czymś takim poradzić?– W krytycznej chwili trzeba ochłodzić emocje – tłumaczy terapeutka. Użyć mentalizacji: zobaczyć partnera takim, jakim jest; niekoniecznie w tej chwili. Przypomnieć sobie, że dwa dni temu facet, którego dziś mamy ochotę zabić, był ciepłym, łagodnym człowiekiem, którego kochamy. Za dwa dni zapewne znowu nim będzie, a my znów będziemy go kochać. Podobna strategia pomaga też w konfliktach z nastoletnimi dziećmi: „Ten arogancki potwór, który dziś się na mnie wydziera, to ten sam słodki chłopczyk, którego trzymałam w ramionach... Za dwa dni znów będzie sobą, moim kochanym synkiem".
Nie zaprzeczaj temu, co czuję
Zamiast karać drugą stronę „kamienną twarzą" za złe zachowanie, trzeba uznać jej uczucia i pozwolić je wyrazić. Nie zaprzeczać: „To nieprawda, robisz z igły widły". Powstrzymać się od komentarzy: „Bo ty zawsze histeryzujesz!". Oczywiście, gdy druga osoba staje się agresywna, musimy ją powstrzymać. Agresja to już nie jest „okazywanie emocji", tylko krzywdzenie partnera. Trzeba ją przerwać. Zapowiedzieć, że wrócimy do tematu, gdy agresor ochłonie. Na szczęście mentalizowanie jest „zaraźliwe": w bliskich kontaktach z partnerem, który „dobrze mentalizuje", uczymy się tego, studzimy emocje, łatwiej wracamy do rzeczywistości.
Ewie dzięki terapii udało się zatrzymać głowę na sekundę przed uderzeniem w ścianę. Zobaczyła, że Jan ma różne cechy i różne twarze. I chociaż czasem ją wkurza i rani (podobnie jak ona jego), wie, że jego „zła" twarz nie jest jedyna. Udało jej się nie trafić do czarnej pieczary. – Kiedy decydujemy się na związek – mówi terapeutka – decydujemy się też na przeżycie co jakiś czas bólu, samotności i rozczarowania. A im większa miłość... tym boleśniej w niej odczuwana jest samotność.
Cztery widma rozwodu
Psycholog John M. Gottman, autor książki „Siedem zasad udanego małżeństwa", który wraz z żoną Julie Schwartz-Gott-man od lat zajmuje się terapią par, twierdzi, że jest w stanie przewidzieć 99 proc. rozwodów. Wystarczy mu kilkanaście minut rozmowy z parą. Gottman uważa, że trwałości małżeństwa zagrażają zwykle... „czterej jeźdźcy Apokalipsy", nazywani też „czterema zwiastunami rozwodu". Są to: krytykowanie, defensywność, pogarda i odcinanie się.
Klasyczne krytykowanie, często przytaczane przez pary na krawędzi rozstania w gabinetach psychoterapeutów: „Znowu się spóźniłeś"; „Zawsze mnie lekceważysz", „Nigdy mnie nie słuchasz". Zwykle nie chodzi o samo skrytykowanie osoby partnera. Druga strona próbuje w ten sposób wyrazić swoją frustrację, rozpacz lub gniew.
Defensywność, czyli przyjmowanie postawy zaczepno-obronnej, wcale nie jest lepsza. „Nie widzisz, jaki jestem zajęty? Daj mi teraz spokój". Nasz partner broni się przed zranieniem, niemiłą informacją, koniecznością „wzięcia czegoś na klatę". Woli odwlec konflikt, więc czasem sam atakuje: „Oczywiście, zawsze i wszystko to jest moja wina!".
Odcinanie się buduje mur obojętności. Rozmówca zamyka się w sobie, pokazuje partnerowi „kamienną twarz". Ucieka w obrażanie się, ciche dni, omija wzrokiem. Widzi osobę, z którą jest w konflikcie, jako swoje przeciwieństwo: „Ja jestem bardzo spokojny" – powiedziałby o sobie Jan. „A ona? To wariatka, wali głową w ścianę!". Ale najstraszniejszy jest czwarty jeździec: pogarda. Naśmiewanie się z bliskiej osoby, złośliwe, upokarzające uwagi.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.