Strona 2 z 3
Porno w stogu siana
Justyna. Miesiąc temu stuknęła jej czterdziestka. Po ślubie 12 lat. Ma obsesję farbowania włosów, żeby przypadkiem ktoś nie odkrył siwizny. Mąż taki zwyczajny. Wyłysiał. Jeździ wózkiem widłowym w fabryce kabli. Justyna nauczona w domu, że kobieta sama niczego nie może zainicjować, bo wyjdzie na dziwkę, nie wyrywała się w łóżku. Żeby źle o niej nie pomyślał. Wszystko spowszedniało. W sypialni za każdym razem myślała, jak w tym dowcipie, że trzeba odmalować sufit.
– No co ci będę mówić – szuka na półce albumu ze zdjęciami. – O, tu – stuka palcem. – Patrz, jaka różnica. Widzisz?
Widzę. Na zdjęciu tleniona blondynka z afro. Młoda twarz, piękny uśmiech. Ale dziś też taki ma. Tyle że jak się szeroko uśmiecha, to widać kurze łapki. Ubrana lepiej, włosy ciemnokasztanowe. Chodzi na fitness, zgrabna.
I jeszcze się jej szczęśliwie złożyło, że razem z mężem odwiedzili najmłodszego na koloniach. – Taka miejscowość, Wałpusz. Jezioro, plaża – opowiada – i jak już się nagadaliśmy, a Ryśka zawołał wychowawca, to mnie Jurek wyciągnął na spacer. Miał na sobie bermudy. Ostatnio sporo schudł, bo wieczorem wychodził na rower. Opalił się. Spojrzałam na niego innymi oczami. Nawet ta łysina niezła – śmiała się – taki ten mój Juruś podobny do Bruce’a Willisa. Zeszliśmy z leśnej ścieżki i... ja nie wiem, co mi się stało.
reklama
Justyna chichocze i czerwieni się na wspomnienie tamtego popołudnia. To ona zaczęła, jak nigdy. Najpierw wsunęła mu dłoń pod koszulkę, potem niżej. Przed nimi stóg siana wyrósł jak malowany. Tak jakby weszli prosto do obrazu Chełmońskiego. Nad głową nie ma sufitu, tylko niebo. Pachnie, żaby kumkają.
– Rany, jak mnie wzięło. Wszystko jedno mi było, czy mnie ktoś zobaczy. Szamotaliśmy się w tym sianie prawie godzinę. Potwornie się rozczochrałam. Nie miałam pojęcia, że to go kręci... Kiedy skończyliśmy, patrzył na mnie jak na pornogwiazdę. Zaskoczony, szczęśliwy, oszołomiony. Powiedział, że w życiu by się po mnie czegoś takiego nie spodziewał. I że kobieta zawsze będzie dla niego tajemnicą.
– Czterdziestka mnie wyzwoliła – dorzuca Justyna. – Kiedyś bym się nie odważyła. Teraz myślę: jak mogłam tak długo czekać. I uwierzyć w te brednie, że kobiecie wypada tylko leżeć i pachnieć.
Justyna żałuje, że nie ma córki. Zaraz by jej powiedziała, żeby się niczego nie bała. I broń Boże, nie czekała do czterdziestki! Bo choć po tym czasie niewiele się spodziewamy, los, jak tylko na to pozwolimy, może mieć dla nas niespodziankę. Myślimy, że już wszystko wiemy o erotyzmie. Że nic nas nie zaskoczy. Aż tu nagle zjawia się... młodszy. Nie o rok, dwa, pięć. Tylko o 13 lat. Może był naszym wychowankiem na obozie?
Czterdziestka i Amor Marta, 43 lata. Piękna. Podobna do Angeliny Jolie. Samotna. Ładne mieszkanie, bibeloty zwożone z całego świata. Żadnych dzieci. Nie, żeby nie chciała, tak wyszło. Z trudem się z tym pogodziła. Zaglądała do wózków na ulicy, z zazdrością patrzyła na pary trzymające maluchy za ręce. W nocy płakała do poduszki. Na samotne macierzyństwo nie była gotowa. Facetów wokół nie brakowało, ale ten jedyny się nie zjawił. Zmęczona, przestała chodzić na randki.
– Pamiętam: był poniedziałek – opowiada. – Koniec zebrania. Marzyłam o kawie. Pędzę do automatu. Podstawiam, nalewam. Cukier, mleko. Już. Łups! Kawa na dżinsach, nowych zamszowych butach. I słyszę: „O, Boże, jak ja panią przepraszam”! Gówniarz w okularkach patrzy na mnie przerażony. Chce osuszyć plamę papierowym ręcznikiem, ale wyrywam mu go z ręki i sama to robię. Jestem wściekła!
Okularnik kajał się przed nią przez pięć minut: „Zapłacę za pralnię, nie wiem, jak to się stało, ale ze mnie niezdara”. Machnęła ręką, odeszła. On zawołał: „Jestem Maciek, a pani?”. Udała, że nie słyszy. Kwadrans później kadrowa przedstawiła go zespołowi. „Pan Maciej, mimo młodego wieku, ma wielkie doświadczenie, zna biegle cztery języki”.
Obserwuje go kątem oka. Beznadziejna fryzura, ubranie niemodne. Skupiony na pracy, uprzejmy. Przez następne tygodnie łapie jego spojrzenia. Gdy wkłada papier do drukarki. Kiedy je palcami sajgonki przy biurku. O co mu chodzi? Podoba mu się? Uwodzi ją? Może jej synem nie mógłby być, ale blisko, blisko. Ta myśl ją trzeźwi. Udaje, że jej nie ma, ale ona wraca jak akwizytor.
– Nie wiedziałam, co o tym myśleć, roztrzęsiona byłam, dzika taka – mówi. – Ja mam 43. On? 28... Ale to wszystko działo się w mojej głowie. Że niby on i ja... Takie głupstwa. Chłopak spojrzał na mnie kilka razy. Co z tego? W pewien piątek siedzieli dłużej. W końcu się odważył. Spytał, czy lubi meksykańskie jedzenie. Bo on zna całkiem fajną knajpę, niedaleko... Wymówiła się nawałem pracy. Guzik prawda! Spanikowała.
– Rozumiesz? – tłumaczy. – Kolacja? A co potem?
Kiedyś jechali razem w windzie. Niby przypadkiem dotknął jej ręki. Uciekła jak oparzona.
– Nie chciałam się przed sobą przyznać, że on mi się podoba. Było w nim coś ujmującego. Miał w sobie solidność dojrzałego mężczyzny – mówi zamyślona, tak, jakby rysowała jego psychologiczny portret. – Jak coś obiecał, dotrzymał słowa. Tego zawsze w facetach szukałam.
W lipcu firma wysłała wszystkich na wyjazd integracyjny. Góry, ognisko, pieczony baran. Sporo wina. Maciek wziął gitarę. Bawił wszystkich. Ale nie odrywał od niej wzroku. Wyglądała inaczej niż w biurze. Szorty, koszulka... Podszedł po ognisku. Powiedział, tak jakoś stanowczo, zdecydowanie: „Czy nie czas, żebyśmy porozmawiali?”. Poszła za nim bez słowa. W kosodrzewinę. Szyszki pachniały, niebo rozgwieżdżone. „W taką noc wszystko się może zdarzyć”, usłyszała w głowie. Całował tak, że mdlała. Powiedział jej cicho, na ucho: „Będę u ciebie za dziesięć minut”.
– Może i nie wiedział wiele o liście przebojów Trójki. Nosił wtedy pieluchy – śmieje się. – Może nie odbijał na domowej drukarce portretu Wałęsy. Co z tego? Wiedział, co zrobić, żebym odpłynęła. Był bardziej męski niż wszyscy moi kochankowie razem wzięci. Ostre górskie lipcowe powietrze ją otumaniło. Już się nie bała, puściła kierownicę. „Niech on prowadzi, co będzie, to będzie”. Miesiąc później były dwie kreski na teście ciążowym. Zmartwiała. Ale i wpadła w zachwyt. Maciek oznajmił, że się z nią ożeni, bo jest miłością jego życia. Namiętnością leczy jej panikę. Zapewnia o swojej odpowiedzialności. I pociesza: metryka nieważna, mam starą duszę. Marta mu wierzy.
Sonia RossCezary Harasimowicz, 55 lat, aktor, scenarzysta: Co przyciąga do czterdziestolatek? To samo, co do innych kobiet. Plus dojrzałość, dystans do życia, umiejętność obcowania z ludźmi. Poczucie humoru, jeśli jest. Poza tym, jak się już jest po przejściach, to człowiek szuka czegoś więcej. Mądrości, przyjaźni. Kobieta czterdziestoletnia to rozumie.
Adam Sztaba, 35 lat, kompozytor, dyrygent: Nie wiem, jak inni mężczyźni, ale ja zawsze zwracałem uwagę na dojrzałe piękno. Takie kobiety mają fascynującą pewność siebie w ruchach, spojrzeniu. To jak z winem, im starsze, tym lepszy ma smak. Młodość musi się wyszumieć, a ja w relacjach zawsze szukałem głębokiego porozumienia. To było i jest najważniejsze.
Xawery Żuławski, 39 lat, reżyser: Znam wiele kobiet w tym wieku i nigdy bym im nie dał tyle lat. Dla mnie są dziewczynami. Zmysłowe, fizycznie ciągle piękne, a jednocześnie wiedzą już, czego chcą od życia. Dziś nie ma już wielkiej różnicy między dwudziesto-, a czterdziestolatką, mogą być równie pociągające. Ale ta druga ma jeszcze atut w postaci dojrzałości. Z taką kobietą dobrze jest budować związek. O ile swoje życiowe doświadczenia przekuła na mądre wnioski, a nie na traumę.
Krzysztof, 49 lat, właściciel warsztatu samochodowego: Czterdziestolatki? Mam żonę w tym wieku, ale jak mam być szczery, to wolę młodsze. Miałem kiedyś z taką romans, ledwo 19 lat skończyła. Ciało piękne, twarz gładka, ale pogadać się z nią nie dało o niczym. A ja lubię porozmawiać. Dajmy na to o filmie, który obejrzałem.
Michał, 30 lat, grafik: Co jest fascynującego w takiej kobiecie? Wszystko może być interesujące. To zależy od tego, jaką jest osobą. Wiek nie ma tu nic do rzeczy. Jeśli ma „to coś”, pasję, witalność, radość życia, to może być nawet fajniejsza od takiej zupełnie młodej, której w głowie tylko imprezy. I na pewno może się ciągle podobać, bo dzisiejsze „czterdziestki” są zadbane.
Jacek. 58 lat, właściciel hurtowni chemicznej: Lubię młode, nie będę krył. Ale doceniam też starsze, jeśli tylko nie „skapcaniały”, niepotrzebnie nie zrobiły z siebie babć. Moja córka ma już 37 lat, zbliża się do czterdziestki. I teraz dopiero rozkwitła, piękna się zrobiła. Podziwiam ją i wszystkie kobiety, które w siebie wierzą.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.